WCIĄŻ PAMIĘTAMY
Rzymskie spotkania
Czternaście lat temu dla upamiętnienia wizyty Jana Pawła II w Skoczowie zaczęto organizować Międzynarodowy Ekumeniczny Festiwal Panorama Sztuki Chrześcijańskiej „Musica Sacra”. Dziesięć lat temu powstało służące festiwalowi stowarzyszenie, a od czterech jego członkowie corocznie odwiedzają Rzym, jako że papież, który w 1995 roku nawiedził skoczowian, spoczął na tej ziemi na zawsze. Choć czas goi rany, wspomnienie dnia, w którym papież Polak wydał z siebie ostatnie tchnienie powoduje u towarzyszących mu w jego ostatniej drodze to, że słowa więzną im w gardle, a oczy zachodzą łzami. – Dokładnie pamiętam tą sobotę. Wieczorem, razem z mężem, pojechaliśmy na Kaplicówkę, aby zapalić świece w miejscu papieskiego ołtarza. Bylo tam strasznie pusto i smutno. Jak zjeżdżaliśmy odezwały sie dzwony wieszcząc straszną wiadomość. Na drugi dzień już planowaliśmy jak udać się do Rzymu na uroczystości pogrzebowe. Nie mogło nas tam nie być. Udało nam się wówczas zainicjować wyjazd dużej grupy z Podbeskidzia na pogrzeb – wspomina Anna Stefaniak-Bacza, dyrektor organizacyjny Stowarzyszenia Panorama Sztuki Chrześcijańskiej „Musica Sacra”. Do pielgrzymów docierało wiele sprzecznych informacji - że nie uda sie wejść do ogromnej kolejki, która stała i czekała na pożeganie z Janem Pawłem II, a w ogóle to najprawdopodobniej, z powodu wielkiej ilości pielgrzymów z całego świata, autobus stanie w korku na wiele godzin. – Wszyscy mówili, że nie zdążymy. Jednak choć na okrążającej Rzym obwodnicy zawsze jest korek, tym razem go o dziwo nie było. Dojechaliśmy do Latiny(miejsca naszego zakwaterowania), przebraliśmy się szybko i porzucono nas na dworzec kolejowy – opowiada uczestniczka pielgrzymki. Niestety, zobaczyli tylko tył odjeżdżającego właśnie pociągu. Nagle na tablicy wyświetliła sie informacja, że skład do Rzymu ma kilka minut opóźnienia. – Byliśmy zaszokowani i bardzo szczęśliwi – przyznaje A. Stefaniak-Bacza. Miało na nas czekać wiele przeszkód nie do pokonania ale była w nas ogromna wiara, że się uda... Gdy już wysiedli na rzymskiej stacji Termini, wszyscy ruszyli za nią biegiem do specjalnie wyznaczonych autobusów, które dowoziły blisko Watykanu, do jednej z wielu kolejek ludzi, którzy zmierzali w stronę Bazyliki św. Piotra. – Miałam na sobie zieloną, skórzaną kurtkę, która rzucała się wszystkim w oczy. Odtąd zawsze ją zabieram – uśmiecha się pani Anna. – Biegłam na wyczucie, bo nie było czasu pytać o drogę, a poinformowano nas, że o godzinie 21 kolejka zostanie zamknięta. Ustawili się na jej końcu i kilka chwil później policja ją zamknęła. – Zdążyliśmy tylko to się liczyło. Staliśmy, w wielkim ścisku, 12 godzin w kolejce ciągnącej się wzdłuż brzegów Tybru. Jednak nikt nie mówił o zmęczeniu. Wszyscy modlili się, śpiewali. Niedaleko widzieliśmy inna kolejkę. Potem już na Via Conciliazione (ulicy prowadzacej wprost do Watykanu) spotkalismy się wszyscy. Trzy ogromne spokojne i skupione strumienie ludzi. Noc była ciepła. Nikt nie spał, zreszta nie było nawet takiej możliwości. Krążyły stale karetki pogotowia, policyjne radiowozy i helikoptery. Ktoś gdzies słyszał o możliwości zamachów, ale mimo to nikt się nie bał. Tak naprawdę zwracaliśmy uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze aby tłum nas nie rozdzielił i na ..... butelki. Leżały wszędzie pod nogami rozdawane za darmo butelki z wodą mineralną. Włosi wszystko świetnie zorganizowali i pilnowali. Przecież nikt nie wiedział, ilu ludzi przyjedzie. To było niezwykłe. O godzinie 9 rano weszliśmy do Bazyliki, by się pożegnać... – wzruszona opowiada pani Anna. Nigdy tez nie zapomni morza polskich flag na pogrzebie Jana Pawła II. – Mimo tego ogromnego smutku było to dla nas wielkie przeżycie. Ta bliskość, ta serdeczność ludzi... Do dzisiaj widok zdjęć z tamtego dnia wzrusza i chwyta za gardło. Skoczowianie czuwali także na placu Świętego Piotra podczas kolejnych rocznic śmierci papieża. – Podczas pierwszej plac był pełen. Nie można było wetknąć przysłowiowej szpilki. Na drugą przybyło bardzo mało osób, a na trzeciej była nas garstka. Postanowiliśmy jednak nadal wytrwale pielgrzymować – zdradza A. Stefaniak-Bacza. Na czwartą rocznice pojechali w małym składzie - Anna i Andrzej Baczowie oraz Adam Gwiżdż. Tym razem nie zawiodła także grupa Polaków z Warszawy, którzy zapalili tysiące zniczy tworzących napis JPII, a w niebo ulatywały balony. – Warszawiacy byli dobrze przygotowani, dodatkowo mieli flagi z napisem JPII – wylicza. Mieszkańcy „Trytonowego Grodu” też tradycyjnie zabrali biało-czerwoną flagę z napisem Skoczów, promującą to miasto i cały kraj. W tym roku mieli okazję uczestniczyć w odprawionej przez wBenedykta XVI Mszy Swiętej w intencji naszego papieża. Potem modlitewne czuwanie trwało do godziny 21.37, czyli godziny śmierci Jana Pawła II. – To zawsze niezwykła godzina i miejsce. Zawsze śpiewamy Barkę. Wtedy chyba najbardziej się tęskni. Niestety jesli nie mamy własnego srodka transportu już koło 22 musimy żegnac sie i wracać na nocleg, bo rzymskie środki transportu działają w nocy w bardzo ograniczonym zakresie. Po uroczystościach pierwszorocznicowych musieliśmy przejść niemal całe centrum Rzymu, od Piazza del Popolo do Piazza Venezia i Koloseum, by dojść do metra, a i tak się spóźniliśmy. Nikt z nas wtedy nie czuł nóg. Wcześniej nocowaliśmy w klasztorze franciszkanów w Pereto - prawie 60 km za Rzymem. Od dwóch lat jesteśmy gośćmi w Domu Polskim Fundacji JPII. To miejsce szczególne. Bliskie Janowi Pawlowi II, który sam pobłogosławił fundacje. To miejsce to nie tylko dom pielgrzymkowy, to równiez ośrodek dokumentacji pontyfikatu i miejsce spotkan wszystkich ludzi, z całego świata, którzy chcą kontynuowac jego działo. W bardzo piekny sposób opiekują się nim Siostry Sercanki. To miejsce pozostawia w odwiedzających niezatarty ślad. Jest tam wyeksponowanych wiele tysięcy wotów w całego świata, które spłynęły na ręce naszego papieża – zdradza pani Anna, którą tak oczarował Rzym, że wyjeżdżają tam z mężem nie tylko w kwietniu. Lubimy nie tylko Rzym ale i całe Włochy. Zawsze tak planujemy nasze wloskie wakacje aby móc przywitać sie z Wiecznym Miastem – Kochamy to miasto i mamy ambitny plan zejścia go pieszo wzdłuż i wszerz. Oczywiście do poszczególnych dzielnic podwiezie nas metro - śmieje się. Choć byliśmy tam już wiele razy, ciągle mam wrażenie że zobaczyliśmy tylko przysłowiowy wierzchołek góry lodowej. W ogóle lubię po wielekroć wracać do ulubionych miejsc. Nie zwiedzamy miasta tylko z przewodnikami ale staram sie ciągle docierać do książek, opisów Rzymu. Dlatego ciągle odkrywamy coś nowego w miejscach, gdzie już udało nam się wcześniej dotrzeć – mówi zafascynowana miastem i jego niezwykłą historią. Tam niemal z każdego kamienia tchnie historia, tak że nasuwają się różne refleksje. – Oglądając hale targowe wybudowane na początku naszej ery przez cesarza Trajana można się przekonać, że dzisiejsze centra handlowe nie są niczym nowym. Przechodziliśmy w tym roku po moście na Tybrze liczącym dwa tysiące lat i jest w bardzo dobrym stanie - uśmiecha się. Lubię też Rzym dlatego bo ciagle trwa i zachwyca i tworzy rzeczy na wiele stuleci. Nasza codzienność jest bardzo nietrwała. Ucieka nam i w tym tempie nie jesteśmy w stanie cieszyć się życiem – mówi pani Anna, przekonując, że warto zatrzymać się choćby na moment w tym życiowym biegu. – Lubię dotykać starożytnych kolumn, by usłyszeć zapisany w nich gwar tysięcy glosów na Forum Romanum. Lubię siedzieć na bazaltowych kamieniach starożytnej Via Appia i wluchiwac się tętent koni rzymskich legionów. Oczywiście, jeżeli wokół Koloseum nie chodzi kilka tysięcy ludzi a przez via appia nie skraca sobie drogi grupa motocyklistów– żartuje. Oczarowali ją także sami rzymianie. – Zastanawiałam się, co takiego w nich jest, że w zabieganym życiu potrafią znaleźć czas dla drugiego człowieka zatrzymac się (nawet na środku zatloczonej Lungotevere) i spokojnie porozmawiać. My tego czasu dla innych mamy tak niewiele albo wcale. Ciągle się śpieszymy, ale tak naprawdę nie wiadomo gdzie. O tych bardzo dziś pilnych sprawach jutro nie pamiętamy wcale. Dlatego, mimo że dopiero powróciła z Rzymu już planuje kolejne włoskie wakacje. Oczywiście nie ominie Wiecznego Miasta. A wszystko zaczęło się w Skoczowie. – W 1995 roku, podczas wizyty Ojca Świętego w naszym mieście, pracowałam w tutejszym Urzędzie Miejskim i wraz z obecnym burmistrzem Ustronia Ireneuszem Szarcem, w tym dniu, odpowiadałam za malutki odcinek organizacyjny związany z wizytą prezydenta Lecha Wałęsy i jego małżonki w skoczowskim ratuszu. Stąd nie mogłam wziąść udzialu w uroczystościach na Kaplicówce. Pobiegliśmy jednak na skrzyżowanie koło kina i udało nam się zobaczyć papieża – wspomina A. Stefaniak-Bacza. Gdzieś jednak w sercu pozostał żal. Dlatego wraz z mężem i innymi członkami Stowarzyszenia Musica Sacra bardzo się staraliśmy o możliwość uczestniczenia w audiencji na Placu Sw Piotra. Stało się to w kwietniu milenijnego roku. – Nasza skoczowska delegacja została przyjęta podczas środowej audiencji. Pokazaliśmy Janowi Pawłowii II w jaki sposób pamiętamy, że był wśród nas. Prezes W.Dierżawski mówił papieżowi o Festiwalu Panorama Sztuki Chrześcijańkiej. Ksiądz Proboszcz Alojzy Zuber pokazał projekt Kaplicy w Wiślicy. A my z mężem poprosiliśmy, mimo że głos ze wzruszenia wiąz nam w gardłach, o błogosławieństwo dla Skoczowa. I od tej pory kwiecień jest dla nas zawsze „rzymski” – uśmiecha się pani Anna. Dodając, że każdy sposób uczczenia pamięci Ojca Świętego jest dobry. – Jak napisałam w albumie pod redakcja księdza Karola Mozora wydanym w 10 rocznice pobytu JPII na naszej ziemi - człowiek człowiekowi w trudnej drodze życia może tylko towarzyszyć. Najważniejsze, by czynił to poprzez milość, przyjaźń, życzliwość... A jak nie starcza nam sił zawsze możemy popatrzec na NIEGO. Jan Paweł II wskazywał drogę... Ja nie tylko poprzez trudną i wymagająca prace przy organizowaniu Festiwalu Musica Sacra ale równiez poprzez kwietniowe, rzymskie czuwania chcę podziękowac za tamte wzruszenia. I ze spotkania 22 maja 1995 roku w Skoczowie, i z 26 kwietnia 2000 roku w Rzymie. I chcę zawsze pamietać...